
Jeśliby zsumować zagrożenia, o których nam się teraz mówi, to zasadniczo nie widać szansy, żeby ich wszystkich uniknąć.
Przyszłość nie tylko okazuje się zupełnie inna od tej, którą nam obiecywano – w domu, w szkole, w kościele, w pracy – ale okazuje się wręcz śmiertelna w skutkach.
Tak ponura i nieogarniona, że nasze możliwości zareagowania na nią wydają się całkiem nieistotne.
Bardzo trudno w tej sytuacji znaleźć jakikolwiek sens życia. Większość z nas, dopóki może, zadowala się zastępnikami serwowanymi z różnych źródeł – jest ich zbyt wiele, aby je tu wymieniać. Coraz częściej jednak widzimy, że, metaforycznie mówiąc, żyjemy w płonącym domu i pożar, który nas otacza, jest najważniejszym tematem na Ziemi. Jak od tego – znów przerażającego – stwierdzenia dojść do jakiegokolwiek sensu w naszym dalszym życiu?
Pierwsze zadanie, jakie przed nami stoi, to odżałować przyszłość, którą nam obiecano, a która się już nie ziści. Jest to proces bardzo podobny do pożegnania ukochanej zmarłej osoby. Może być nawet bardziej dramatyczny, bo żegnamy się, w pewnym sensie, z nami samymi – wyidealizowanym nami z bliższej czy dalszej przyszłości.
Z biegiem czasu, kiedy coraz więcej ludzi będzie popadało w „depresję klimatyczną” i jej odmiany, pomoc w przejściu tego procesu będzie potrzebna na dużą skalę. Na razie rzecz dotyczy znikomej grupy, której mechanizmy obronne z różnych powodów nie działają.
Nie do przecenienia jest tu rola społeczności wspierających. Ze względu na to, jak jesteśmy wciąż jeszcze rozproszeni, bardzo ważne są tu grupy i społeczności „abstrakcyjne”, czy też „wirtualne”. Ale też wszelkiego rodzaju kółka dyskusyjne, czytelnicze, szydełkowe czy różańcowe. Grupy i fora dyskusyjne online. Dyskusje z kolegami i koleżankami w pracy. Ważne jest każde wsparcie, bo poczucie samotności wobec tak wielkiej straty może łatwo załamać każdego.
Dopiero po drugiej stronie tego procesu, kiedy odzyskamy sens, odwagę i nadzieję, możemy wziąć się za praktyczne działania adaptacyjne.
Więcej znajdziesz na naszym blogu.